Od dawna zamierzałem już
wyjechać gdzieś na wakacje, ale przez ostatnie lata nie było jakoś
sposobności, jednak w tym roku miałem przypływ gotówki, trochę szczęścia
i wyjazd nad morze doszedł do skutku. Zawitałem we Władysławowie, małym
miasteczku położonym blisko półwyspu helskiego w powiecie puckim. Jak to
bywa z miastami turystycznymi największy „Sajgon” jest w sezonie
letnim, miasto zwiększa swoją objętość czterokrotnie oferując
przyjezdnym masę atrakcji. Dla mnie taką atrakcją z pewnością były
salony arcade, które mimo regresji w Polsce dobrze trzymają się w typowych
miastach turystycznych, dając masę frajdy dzieciakom i kabotynom jak ja ; )
Zaraz po przyjeździe i lekkim odpoczynku udałem się na podbój salonów. W
sumie naliczyłem dwa duże i trzy mniejsze. Oczywiście nie było co liczyć
na najnowsze gry pokroju THOTD4, ale trafiło się kilka rarytasów. Większość
automatów pochodziło do SEGI gdzie triumfowały takie gry jak SEGA Rally (1
i 2), Daytona USA, SEGA Touring Car czy nieśmiertelny THOTD2. Jednak swoją
przygodę rozpocząłem od przeboju jakim był automat Soul Calibur od NAMCO.
Pierwsze dwa złote i jedziemy... pierwsze co rzuca się w oczy to grafika.
Gra śmigała na wysłużonym już boardzie System 12, tym samym na którym
hulała trzecia część Tekkena jak i Tag Tournament. Jednak sama przyjemność
z gry jest równie dobra co odpowiednik na Makarona! Masa ludzi odwiedzających
salon, krzyki bachorów, dźwięk złotówek i sugestywny zapach panujący w
środku tylko potęgował klimat obijania ryja przeciwnikom i mobilizował
wszystkie siły żeby jak najdłużej nacieszyć się kredytami. Przed
Soul’em spędziłem ponad dwie godziny, dwie godziny wyśmienitej
zabawy, bezkompromisowej i rajcownej jak diabli. Fakt faktem plecy bolały jak
cholera... na moje oko powinni robić wyższe automaty ; ) Kolejny w kolejce
był Crazy Taxi (board NAOMI) z dość dziwną konstrukcją automatu. Oprócz
kierownicy i biegów występował dodatkowo pedał gazu, hamulec oraz
prowizoryczna ławeczka, cholernie niewygodna. Z grą spędziłem ledwie
kilkanaście minut z powodu cierpienia jakie doświadczył mój kręgosłup.
Obok stał bardzo zacny automat: Harley-Davidson L.A. Riders. Automat był
zrobiony na wzór rasowego choppera, z długą kierownicą, manetką gazu oraz
hamulcem umieszczonym pod prawą stopą. Gra chodziła na boardzie Model 3
Step 2.0.
Do wyboru mieliśmy 5 riderów w tym 2 panie z czego jedna była policjantką
; ) Sama jazda jest przyjemna, automat bardzo dobrze reaguje na wychylenia
kierownicą. Gra polegała na zaliczaniu checkpointów za które otrzymywaliśmy
dodatkowy czas. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to kolizje z innymi
uczestnikami ruchu, motor odbijał się jak piłka od samochodów ; ) Z motoru
przesiadłem się do rajdówek w postaci SEGA Rally 1 i 2. Dwójka podobnie
jak Harley-Davidson śmigała na Model 3 , a jedynka chodziła na boardzie
Model 2A CRX. Sama gra to miód w najczystszej postaci, wygodny fotel, ultra płynna
animacja coś do popitki i hulaj dusza do białego rana, o ile masz kasę na
kredyty ; ) Wchodzenie w zakręty z jedną ręką na kierownicy, a drugą na
biegach to jest to! Aż chce się krzyknąć „Będę brał Cię, w
aucie... podczas driftu!”
Swego czasu ostro wsiąkłem
w drugą część domu denatów na DeCe toteż nie mogłem przepuścić takiej
okazji jak zagranie w takiego szlagiera na prawdziwym arcadzie. Duży gun w łapie,
duży monitor i jazda! Trup ścielił się gęsto, a pot powoli spływał mi
po ręku od naciskania cyngla, było grubo! THOTD2 dawał kopa dzięki
kultowemu już NAOMI. Obok stał Virtua Cop 2 (Model 2A CRX) z którym też spędziłem
kilka miłych chwil. Choć grafika już nie ”ta” to grywalność
dawała radę. Club Kart European Session (NAOMI 2) czyli jak nazwa wskazuje
wyścigi gokartami, raczej nic specjalnego poza ciekawym modelem jazdy i dużym
cabinetem. Oczywiście nie mogło zabraknąć takiego szlagiera jak Daytona
USA, czyli mega rajcowne wyścigi nascar. Model jazdy jaki i grywalność
genialna co w połączeniu z kilkunastometrowymi driftami daje mieszankę iście
wybuchową. Jedyną wadą to mały rozmiar cabinetu. Nie miałem co zrobić z
nogami, co wyglądało komicznie podczas gry ; ) Daytona śmigała na Model 3
Step 2.1. Natknąłem się też na grę z uniwersum Gwiezdnych Wojen, czyli
Star Wars Racer Arcade. Gra praktycznie nie różni się niczym od wersji na
Dreamcasta. 60 FPS’ów, płynna animacja i oczywiście Speer dający
kopa graczowi! Bardzo przyjemnie sterowało się dwoma manetkami, choć na
początku potrzeba troszkę wprawy. Grę zasilał board Hikaru.
Wyjazd na morze zaliczam do bardzo udanych, chociaż pogoda nie dopisała bawiłem
się wyśmienicie. Wracając pociągiem do domu uświadomiłem sobie, że
salony arcade wciąż żyją, może nie tak jak byśmy tego wszyscy chcieli,
ale jednak! Takie turystyczne miasta są istną mekką dla spragnionych
salonowych wrażeń graczy, fakt faktem nie ma co liczyć na najnowsze gry,
ale... I co najważniejsze, prym na salonach wiodła SEGA ze swoimi
ponadczasowymi grami ;)