Czas na efektowną rozwałkę!
After Burner zadebiutował po raz pierwszy w salonach gier arcade w 1987 r.
Shooter okazał się wielkim sukcesem Segi i w kolejnych latach został
przeniesiony na wszystkie możliwe platformy do grania. Tytuł doczekał się
dwóch sequeli, najnowszy wyszedł ze znanego studia AM-2 w 2006 r. jako After
Burner Climax. W 2007 r. SEGA postanowiła wykorzystać potencjał PlayStation
Portable, wydając za pośrednictwem Planet Moon Studios, kieszonkową wersję
After Burner: Black Falcon.
Zanim rozpoczniemy klasyczną rozwałkę, musimy wybrać jedną z trzech postaci,
która wraz z nami rzuci się na hordy przeciwników ratując Świat od zagłady.
Do wyboru mamy demona szybkości - Billy Blaze, zwanego „Sonic”, który zwykle
lata swoim ulubionym samolotem F-15 Strike Eagle, twardziela Harrison Duke,
który latając swoim F-18 nie zważa na kulturę lotu ale ładuje „ile wlezie”
oraz skośnooką seksowną laseczkę o pseudonimie „Shinsei”, latającej na zgrabnym F-14.
Każdy z członków ekipy ma swóją odrębną historię, dzięki czemu zdecydowanie
fajniej gracz zżywa się z załągą.
Na początku gry do wyboru mamy wyłącznie po jednej maszynie dla każdego z
bohaterów, ale w miarę rozgrywki możemy odblokować i podrasować kolejne
samoloty. Kupujemy je i tunningujemy za kasę, którą dostajemy po ukończeniu
misji. Łącznie w grze mamy dostępnych aż 19 latających "fur"! Każdy z samolotów
różni się sposobem sterowania, szybkością oraz arsenałem broni. Ponieważ
After Burner to typowa strzelanka arcade, a nie symulator, wszystkie trzy
cechy w zasadzie nie mają większego znaczenia w trakcie rozgrywki.
Oczywiście, w niektórych misjach przyda nam się lepsza zwrotność czy też
nieco większa ilość równocześnie wypuszczanych rakiet, ale w praktyce
wszystkie misje można swobodnie ukończyć grając uniwersalnymi maszynami jak
np. F-15 czy F-14.
Autorzy After Burner zaimplementowali w grze 24 w miarę zróżnicowane misje,
gdzie każda posiada dwa rodzaje zadań. Pierwsze z nich musimy zawsze wykonać
aby pozytywnie zakończyć dany etap, drugie są niejako celami pobocznymi,
które można ominąć. Warto jednak się pokusić o ich zaliczenie bo dzięki temu
uzyskamy szybszy dostęp do nowych maszyn oraz zdobędziemy dodatkową gotówkę
na tunning.
Nazwanie przez autrów gry, misji … misjami, to oczywiście zabieg stricte
klimatyczny, bowiem ich stopień skomplikowania jest równie zaawansowany jak
np. w Metal Slug. Generalnie większość misji polega na rozwaleniu jak
największej ilości latających wrogów, zbombardowaniu różnych budynków (ten
element jest szczególnie efekciarski),
zatopieniu krążowników, uszkodzeniu dział naziemnych, zniszeniu mostu itp.
W trakcie każdej
misji lądujemy aby „zatankować” a następnie ruszamy na rozgrywkę z bossem
kończącym level. Podczas lotu zbieramy dodatkowe gadżety wypadające z
zestrzelonych skrzynek takie jak bonusowe uzbrojenie czy odnowienie paska
energii. Szczególnie przydatna jest ta ostatnia, bowiem w trakcie niektórych
misji jest tak ostra zadyma, że często tracimy energię nawet o tym nie
wiedząc :P
Dużym atutem gry są bardzo ładne tereny, na których przyjdzie nam walczyć z
wrogami. Jak w każdej typowej strzelance latamy zarówno po morzach i
oceanach, jaskiniach, dżunglach, lodowcach jak i pustyniach.
Teren w
zasadzie jest całkowicie pozbawiony interakcji, jednak tu i ówdzie możemy
się rozbić o jakąś górę, pędząc przez wąski przesmyk czy przyboczną skałę. Rozpoczynając zabawę miałem
wrażenie, że tor lotu jest dosyć rozległy jednak po kilku minutach zabawy
czar trochę pryska. W zasadzie nie mamy możliwości zbyt dużego manewru i latamy wg
wyznaczonego z góry toru lotu.
Największą zaletą zabawy jest niesamowita
dynamika akcji, która w połączeniu z bardzo fajnie przygotowanymi efektami
wizualnymi daje radę. Jednak, czasem zbyt duży czad może odstraszyć mniej
hardkorowych graczy. Ukończenie późniejszych misji wymaga kilkukrotnego
powtórzenia zabawy co dla jednych jest plusem - dla innych graczy wręcz odwrotnie.
Niestety, After Burner nie został pozbawiony wad, z czego największą jest
opadający fun z zabawy. Początkowy, bardzo pozytywny gameplay, szybko staje
się … ciut nudny.
Po przejściu kilku misji mamy w zasadzie coraz mniej do roboty. Twórcy więc
ratują nas ładnymi widoczkami czy tez możliwość zakupu nowych samolotów,
wyposażenia, "kustomizacji" naszych maszyn bojowych i masterowania wyników.
Ale czuć, że to za mało.
Grę jak każdy tytuł typu Arcade można ukończyć w kilka godzin, dzięki czemu rozstanie z Black
Falcon będzie po prostu miłym wspomnieniem.
Niektórych, może denerwować
również oldskoolowa muzyka, która po pewnym czasie zaczyna nużyć. Reszta
dźwięków i odgłosów postaci jest bez zarzutów.
Gatunek Shump-ów jest w zasadzie na wymarciu dlatego każda nowa pozycja
powinna zainteresować wszystkich fanów strzelanek.
After Burner: Black
Falcon, mimo wspomnianych powyżej małych wad (nie jest to może majstersztyk
na wzór AF:Climax), całkiem udanie wpisuje się w kanon
shooterów.
Mimo iż nie zalewają nas miodem na wzór "Makaronowej"
Ikarugi, dają dużą frajdę z zabawy. Polecam sprawdzić. SEGA nadal daję radę
tworząc jak się okazuje na kieszonkę Sony
właściwie bezkonkurencyjną pozycję.
|