Baroque - Recenzja gry  |  Autor - Astarell

 

Śmierć. Boimy się jej, lecz jednocześnie nas ona fascynuje. Jest niezgłębioną tajemnicą dla żyjących jeszcze na tym padole łez. Czy oznacza koniec wszystkiego, czy może stanowi zaledwie początek czegoś nowego? Cóż, od tysięcy lat głowią się nad tą kwestią uczeni ludzie i filozofowie, aczkolwiek nie doszli do żadnych przekonujących wniosków. W świecie gier śmierć jest stale obecna, aczkolwiek rzadko sama w sobie stanowi główny wątek opowieści, lub przynajmniej powód do dłuższych przemyśleń bądź zadumy. Wyjątki wszakże się zdarzają, a Baroque to jeden z nich. O tej grze właśnie traktuje ta krótka recenzja, którą rozpoczyna arcyklimatyczne intro..

W celu uniknięcia niedomówień określmy od razu ciężar gatunkowy gry. Mamy tu do czynienia z (nie)typowym dungeon-crawlerem aczkolwiek zawierającym dużą ilość elementów RPG. Właściwie Baroque pod wieloma względami bardzo przypomina inną produkcję, a mianowicie Breath of Fire: Dragon Quarter, lecz co ciekawe nie jest to żaden plagiat a remake (port?) produkcji o podobnym tytule wydanym jeszcze na konsolę SEGA Saturn. Obecnie oprócz PS2 trafił też w ręce właścicieli Wii, lecz to temat na osobną recenzję. Szczerze powiem, iż dostaliśmy tytuł, który tak naprawdę wymyka się jakimkolwiek próbom ocenienia, czego dowodem są ogromne rozbieżności w notach wystawianych przez czołowe portale internetowe, idźmy jednak po kolei.
Osoby, które dadzą się przekonać do tego tytułu, po pierwszym uruchomieniu z pewnością zadadzą pytanie czy istnieje tu jakakolwiek fabuła. Rzeczywiście po enigmatycznym, niewiele mówiącym, krótkim wstępie, stajemy u progu mrocznej kazamaty. Wnętrze jak z taniego horroru i kilka pokracznych postaci rozmieszczonych tu i ówdzie. Zaczynamy eksplorację i jeśli mamy pecha jakąś chwilę później giniemy.
                     
Załóżmy jednak, że do tego nie doszło, więc błąkamy się dalej, aż nagle widzimy przed sobą anioła. Niestety on też nie jest łaskaw wiele wyjaśnić słabej ludzkiej istocie. Wtedy uświadamiamy sobie, że tak naprawdę nic o sobie nie wiemy. Jesteśmy tylko wspomnieniem człowieka, a dokładniej personifikacją jego uczuć i pragnień (łopatologicznie wyjaśniając). Samych ludzi nie ma już na tym świecie - spotkała ich tajemnicza zagłada. Pozostały po nich jedynie negatywne wspomnienia, które przybrały postać NPCów bądź potworów szwendających się tu i ówdzie po wieży. Wieży? Ach, tak mówił właśnie anioł, który zleca nam zadanie dotarcia na samo jej dno. Dlaczego? W jakim celu? Nie uzyskujemy odpowiedzi. Na odchodne skrzydlata postać zostawia bohaterowi broń z niewielką ilością amunicj...

Dalsze wydarzenia fabularne otrzymujemy w formie okruchów, gdy podczas zabawy wejdziemy do odpowiedniego pomieszczenia, porozmawiamy z napotkaną istotą bądź przyniesiemy jej jakiś przedmiot. Czasem też z pokonanych wrogów wypada tzw. "Idea sephirat", umożliwiający poznanie wątków pobocznych scenariusza. Podział na fragmenty sprawia jednak, że nie ma tu jednolitej opowieści, a graczowi pozostawiono dowolną interpretację tego, co ujrzy. Trudno ocenić tego typu zagranie, jednym się spodoba, inni przez to odłożą tę produkcję przedwcześnie na półkę. Śmierć spotyka nas często, lecz o to właśnie chodzi, bo to dzięki umieraniu aktywujemy podobnie jak w przypadku wspomnianego Breath of Fire ukryte początkowo wydarzenia całej historii. Oczywiście z wielu powodów proces ten nieco irytuje, lecz pod względem fabularnym znakomicie spełnia swoją rolę. Bez nagłych zgonów zabawę da radę ukończyć w kilka godzin, ale wtedy ominą nas naprawdę ciekawe momenty.

Nie miałem okazji porównać obecnego Baroque z pierwowzorem sprzed lat, aczkolwiek remake pod względem oprawy graficznej prezentuje się poprawnie, wbrew temu co twierdzą inni recenzenci. Przyznaję, iż na pierwszy rzut oka gra wizualnie przypomina mały koszmarek, aczkolwiek zakładam, że taka była koncepcja twórców, a nie skutek wynajęcia miernych programistów. Obraz jest nieco ziarnisty, co nadaje grze klimatu, lecz w połączeniu z niskim zasięgiem pola widzenia sprawia, iż część elementów otoczenia widać dopiero, gdy się o nie potkniemy. Wprawdzie design lokacji jest trochę ascetyczny, ale widać, że graficy mieli pomysł zarówno na otoczenie jak i wygląd NPCów czy przeciwników. Wszystko prezentuje styl, który można określić jako techniczno-apokaliptyczny, (apocaliptical industrial) z elementami horroru. Napotkani wrogowie wpasowują się w te ramy, bowiem często są to różnorakie roboty czy inne maszyny, lub jakieś krzyżówki mechaniczno-bioniczne. W każdym razie całe towarzystwo wygląda jakby uciekło z laboratorium szalonego naukowca. Natomiast napotkani bohaterowie w różnym wieku sprawiają wrażenie jakby dopiero opuścili własne groby, względnie uciekli z kostnicy. Większość to samobójcy, skazańcy, bądź ludzie pomarli nagłą śmiercią, a wszystko to zostało uwzględnione w ich sylwetkach. Główną postać zaprojektowano nieźle, aczkolwiek bez zbędnych bajerów, ale za to każda zmiana ekwipunku jest na niej widoczna.

Ogólnie rzecz biorąc, gdy ktoś zapragnie nieco brutalności zamiast przesłodzonych klimatów z większości jRPG, grafika nie powinna mu przeszkadzać. Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową to do rozbudowanych nie należy. Przeważnie słychać kompilacje mocniejszych brzmień z rytmami ambientowymi, chociaż trzeba przyznać, że animowana czołówka gry stoi na wysokim poziomie pod tym względem (wizualnym również). Czasem w tle usłyszymy jakieś wycia czy inne odgłosy. Zaimplementowano pełny dubbing, lecz głosy wyprane są z emocji, co paradoksalnie nawet pasuje do tej produkcji. Pod względem dialogowym błędów nie zauważono.

Mechanika gry jest prosta jak budowa cepa, przemierzamy labirynty kolejnych połączonych ze sobą lokacji starając się osiągnąć dno, walcząc przy okazji z potworami próbującymi nam przeszkodzić. Co jakiś czas napotkamy savepoint bądź miejsce jednorazowego uleczenia. Walka nie wymaga komentarza, po prostu machamy mieczem bądź strzelamy z broni, wszystko w czasie rzeczywistym. Pistolety są wprawdzie skuteczniejsze, ale zwykle posiadamy śmiesznie mało amunicji, poza tym wycelować w przeciwnika to niełatwa sztuka. Z drugiej strony eksploracja i starcia nie są wcale banalną sprawą z uwagi na dwa paski: witalności i życia. Ten pierwszy uzupełnia ubytki drugiego, ale jego poziom spada po każdej wykonanej czynności, nawet gdy się poruszamy. Kiedy jego poziom spada do zera systematycznie tracimy punkty życia.
                     
Trzeba podobnie jak w przypadku BoF V starannie planować kroki. Zbyt zawzięta walka, czy obranie złej trasy może spowodować, iż zaczniemy zabawę od początku, chociaż jak wspomniałem śmierć porusza fabułę naprzód, lecz kiedyś każdy pragnie ujrzeć już napisy końcowe. Oczywiście po drodze znajdziemy przedmioty leczące, ale zamiast doraźnej kuracji posłużą również do stałego powiększenia ogólnej puli pasków pod warunkiem, że w chwili zażycia dekoktów są pełne. Z pokonanych wrogów wypadają też elementy ekwipunku, jednak niektóre zostały przypisane do odpowiedniej lokacji i pękają po jej opuszczeniu, jeszcze inne obłożono klątwą, raz założonych nie zdejmiemy już za żadne skarby. Magia, jako taka w grze nie występuje, zamiast niej wykorzystujemy fragmenty ciał maszkar dające zbliżone efekty. Postać zdobywa punkty doświadczenia bardzo szybko awansując na kolejne poziomy według ustalonego przez twórców schematu.
                     
W razie śmierci tracimy zdobyte doświadczenie zaczynając od zera, nie jest to jednak specjalnym utrudnieniem, bowiem w tzw. lochu treningowym błyskawicznie odrobimy część strat. Wszystkie zdobyte przedmioty również przepadają za wyjątkiem tych oddanych na przechowanie jednemu z NPC. Rozgrywka należy do trudnych, aczkolwiek szczęście gra tu pierwszoplanową rolę.
Nie przepadam za dungeon-crawlerami, ale w tym przypadku bawiłem się w sumie dobrze. Zresztą kilka godzin rozgrywki to zbyt krótko by się znudzić. Mimo złego pierwszego wrażenia gra posiada coś, co przyciąga i naprawdę trudno znaleźć mi cokolwiek byście jej unikali. Owszem sposób podania scenariusza jest nietypowy, ale to wszystko kwestia gustu. Rzecz jasna nie mamy tu do czynienia z wybitną pozycją, którą koniecznie należy nabyć do kolekcji, lecz można poświęcić jej trochę czasu za rozsądną cenę.