Evil Twin: Kroniki Cypriena to w kręgach PC-towców dość kultowy tytuł, który
w poźniejszym czasie trafił i na naszego Dreamcasta. Ilość sztuk była dość
mocno ograniczona i zdecydowano się wydać ją tylko na rynku europejskim.
Tytuł jak się okazało był jednym z ostatnich oficjalnie wydanych na Starym
Kontynencie, gdy ogłoszono wstrzymanie produkcji konsoli.
Do recenzji i
przejścia gry zachęciła mnie praca, a dokładnie moje własne tłumacznie tej
gry na język polski wraz z dubbingiem! Tak, tak. Jest to pierwsza i jak
narazie jedyna gra, w pełni przetłumaczona w takim stopniu na tej konsoli,
co wielu z Was powinno dodatkowo zachęcić do zabawy z tym tytułem. Wszelkie
pliki znajdziecie na :
http://www.sega.c0.pl/faqs/eviltwin_cyprien_spolszczenie_dreamcast.html
Po krótkim wstępie ruszamy z prawdziwą
recenzją dzieła In-Utero.
Francuskie studio przedstawia nam losy
młodego chłopca o imieniu Cyprien. To sierota, który coraz bardziej zmęczony
jest domem dziecka i jego otoczeniem.
Pewnego dnia podczas swoich
kolejnych urodzin, przytłoczony masą smutnych wspomnień związanych ze
śmiercią rodziców, budzi w sobie złe alter ego, które obraża kolegów i niszczy
całą przygotowaną na jego cześć impręzę. Dodatkowo Cyp w furii, udając
dorosłego, tak źle życzy przyjaciołom, że z mrocznej krainy wyłania się
"coś" co porywa ich do swojego wnętrza. Wszyscy, łącznie z Teddym -
ulubionym pluszowym misiem giną w otchłani koszmaru.
Cyprien, który po
chwili jednak odzyskuje świadomośc i wraca do swojej dobrej "postaci"
decyduje się niezwłocznie ruszczyć im na pomoc.
Trafiamy
więc razem z nieletnim bohaterem do krainy Undabed. Już sama nazwa brzmi
dość pozytywnie - to taki "podłóżkowa kraina".
Już po paru krokach
zaczepia nas dziwna "słoniowata" postać. Przedstawia się jako Wilbur i
opowiada historię, w której za całe zamieszanie i zniszczenia obarcza złego
Mistrza. Dodatkowo opowiada nam jak funkcjonować w świecie snów oraz jak
powstrzymać zło dzięki legendarnej Zipetce, którą będziemy musieli odszukać
kierując się w stronę wioski Demisów. Po czym znika. My ruszamy natomiast
przed siebie aby ratować nie tylko przyjaciół ale i dziwnych mieszkańców.
Nasz męski
odpowiednik Alicji w krainie czarów to od początku
typowy platformer. Chodzimy, skaczemy, wspinamy. Wykazujemy się sprawnością manulną
dostając się dalej i dalej, unikając wrzystkich
przeszkadzajek. Dodatkowo do dyspozycji dano nam
procę, którą poźniej będzie można używać nie tylko do
strzelania. Najważniejszą jednak cechą odróżniającą
Evil Twin od reszty tego typu gier jest tytułówy zły
bliżniak, w którego postać może się zmienić. Nazywa
się SuperCyp. Super Cyprien nie tylko wygląda groźnie
(niczym Sayjanie z Dragon Ball) ale i jest bardziej
odporny na obrażenia, może skakać znacznie wyżej,
uderzać wrogów kulami ognia, paraliżować, generować
lekkie trzęsienie ziemi a nawet przez pewien czas
latać. Niestety ta forma nie trwa wiecznie i jest
uzależniona od zbieranych rozrzuconych po świecie
specjalnych "mrocznych ikon". Także wszystkie
transformacje musimy robić z głową.
Sam aspekt
platformówki został bardzo fajnie przemyślany. Nie
uświadczymy tu bezsensownego biegania i podskakiwania,
typu byle szybciej i dalej.
Już na samym początku
musimy dostać się na wzgórza i uruchomić zwodzony
most, po czym pokonać kilku wrogów. W różnych miejsach
ukrywane są również "bonusy" regenrujące energię czy
gwarantujące dodatkowe życia. Przy większych lokacjach
kierunkowskazem dla nas są charakterystczne "ikony
misiów", które warto zbierać. Oprócz dodatkowych elementów zręcznościowych,
dochodzą nam różnego rodzaju zadania. A to musimy
zdobyć proszek niewidzialności, polatać między
więtrznymi tornadami, coś komuś dostarczyć
czy chociażby błądzić w ciemnościach ratując populację
termitów. W skrócie - zawsze się coś dzieje i fajnie
urozmaica nam to platormową zabawę.
Niestety jest też
dość nierówno - jeśli chodzi o poziom trudności. Czym dalej - tym
bardziej pod górę. Nie
zaliczę tego na plus samej grywalności. Autorzy oprócz
przeszkadzajek, które co jakiś czas ożywają (piszę tu
o wrograch typu modliszki czy owady) dodali przesadną
ilość wąskich kładek, dźwigni czy pułek i trujących elementów.
Powoduje to iż, niejednokrotnie musimy wykazywać się
hirurgiczna precyzją przy każdym ruchu. W najgorszej
opcji kończąc to stratą życia. Ograniczona ilość
punktów zapisu (aparaty, którymi Wilburn robi nam
zdjęcia), wymaga od nas najpierw zapoznania się z
etapami (w większości dość długimi), przygotowania,
ustalenia technik i kolejnego podejścia. Dopiero wtedy
możemy być pewni, że zaoszczędzimy życie Cypriena jak
i swoje nerwy. Dla mnie - gracza starszej daty nie
było to problemem. Co w przypadku mniej cierpliwych
graczy? Oj, może być nerwowo. Szczególnie, że
w większości przypadków poziomy mają również swoich tzw.
"bossów". Tu znów może być jeszcze ciężej. A to
technika, a to słabe punkty.. Żeby było jasne, grę da
się ukończyć. Tyle, że musicie poświęcić jej czas.
Dość nierównie
balansuje sobie również silnik graficzny 3D. Już na
początku lokalizacje potrafią zachwycić. Są ogromne,
barwne i przede wszystkim klimatyczne. Gdy przez chwilę
pomyślę o tym jak zasypiam, to mam wrażenie, że chyba
właśnie tak wyglądają nasze sny - dokładnie jak
przedstawiło je In-Utero. Niebo jest lekko
złote, drzewa, owoce są ogromne. Po świecie wędrują
dziwne postacie (kaniasto tu trochę o czym poniżej), a zwierzęta potrafią mówić.
Spodziewaliście się ogromnej (ale łagodnej) gadającej
pajęczycy? Wielkiego myślącego i tetniącego życiem
drzewa? A może macie ochotę na gigantyczne grzyby?
Do
tego czuć, że ten cały bajeczny świat żyje. Latające
robaczki, unoszące się liście, gdzie niegdzie pojawiają
się postacie z którymi możemy porozmawiać. Można by je
lepiej animować, aby nie było aż tak kwadratowe, ale
tamte lata miały to do siebie, iż polygonów brakowało
- szczególnie konwersjom z PC. Oczywiście najlepiej
prezentuje się sam główny bohater (jak i jego złe
alter-ego) i widać, że na nim developerzy skupili się
najbardziej.
Wszystkie lokacje są bardzo duże,
zawsze się coś na nich dzieje. A to szumi wiatr, a to
płynie woda, płoną płomienie itp. Ba nawet efekty
świetlne gdy Cyp lata z pojemnikiem ze świetlikami,
wyglądają bardzo ładnie. Niestety podczas poruszania
po świecie dość często wariuje kamera. Mimo, że możemy
dowolnie nią sterować, to w wielu przypadkach ustawi
się tak, że nic nie widać. Dodatkowo developerzy
dodali takie elementy otoczenia, które celowo
blokują jej obrót. Wtedy skaczemy na tzw. "czuja", albo
tracimy życie... Dodatkową boloczką (wszystkich wersji
niestety) jest spadająca co jakiś czas płynność
animacji. Szczególnie gdy jesteśmy na dość rozległym
etapie, na którym porusza się duża ilość obiektów. Te
minusy psują niestety bardzo pozytywne wrażenia
wizualne, które opisałem wcześniej. Co gorsza na pewno
raz a może i dwa zawiesicie grę, gdy np. przypadkiem dostaniemy
się w jakieś elementy otoczenia, które teoretycznie
powinny być zablokowane. Ktoś ewidętnie olał etap
play-testów.
Absolutnie przyczepić się nie można do oprawy
dźwiękowej. Ścieżka muzyczna to piękne nostaligiczne
kawałki w których główną rolę odgrywają cymbały,
dzwonki czy flety. Ocierające się o bajkowe klimaty
fantasy czy rubaszne utwory, które najbardziej
przypominają mi ekranizację Piekła Pocztowego (Going
Postal) Terrego Pratchetta. Oczywiście dynamika
znacznie wzrasta gdy przychodzi czas walki z etapowym
"szefem". Wszystkie one zawierają szczyptę sennego
koszmaru i niepokoju, co dodatkowo potęguje
przyjemność z ich słuchania. Mam nadzieje, że spodoba
Wam się również i podłożony przeze mnie polski dubbing
autorstwa Mikołaja Klimka i Zbigniewa Konopki. Sam
Cyprien może i brzmi ciut zbyt doroślej niż powinien
(to samo tyczy się wersji anglojęzycznej), ale nie
można mieć wszystkiego. Gra ma przecież swoje lata i
miała dość skromny budżet - również na lektorów.
Żadnych zarzutów nie ma również do dźwięków - skoki,
uderzenia, otoczenie czy nawet owady brzmią tak jak
powinny.
Ocenienie gry jest bardzo trudne. Czasami jest lekko i
pięknie, czasami poziom irytacji (kamera i ograniczna
ilość zapisów gry i te dziwny błędy w kodzie) może sięgnąć zenitu. Autorzy
(pewnie świadomi swoich niedopracowań) na osłodę
dodali nam wiele bonusów, które miały zatrzeć
negawtyne wrażenia z zabawy. A to sporo sekretów,
ciekawe poukrywane dodatkowe życia czy dodatkowe
etapy. Ba! Dano nam nawet możliwość powrotów do
lokalizacji,
które już zakończyliśmy. Nóż, widlec coś tam jeszcze
znajdziemy (np. umiejętności), czy pojawi się jakieś
dodatkowe zadanie np. od mieszkańców. Oczywiście do
plusów należy zaliczyć jeszcze tłumaczenie na język polski.
Te elementy jeszcze bardziej namieszały mi w głowie.
Ale myślę, że będę obiektywny.
W Kroniki Cypriena
mimo wszystko warto zagrać. Całość ratuje przede
wszystkim grywalność, rozbudowanie wymagające
myślenia, czas zabawy, scenariusz i jego otoczka
audio-wizualna. Jeśli kupujecie gry po to aby
cieszczyć się z nich godzinami, lubicie wyzwania i
wyciskacie z nich wszystkie soki
(inaczej urwijcie sobie oczko z oceny), ET będzie tu dobrym
wyborem. A jeszcze lepszym, granie z polską łątką
tłumaczącą, bo taki kompletny patch już nam się raczej
na Drimka nie trafi. Twór In-Utero do bardzo ciepłe
pożegnanie producentów z Europy z konsolą SEGA
Dreamcast.
Miłych snów - tzn. miłego ratowania świata
Undabed!