Firma Capcom cieszy się u mnie ogromnym szacunkiem.
Przywiązuje ona bowiem szczególną uwagę do jakości serwowanych Graczom
produktów. Potwierdzeniem tego niech będzie fakt, że tylko garstka gier
sygnowanych żółto-niebieskim logiem jest słaba, zaś cała reszta to tytuły
bardzo dobre i wybitne. Niestety, ich poziom nie zawsze decyduje o
osiągnięciu komercyjnego sukcesu. Ot, przykład pierwszy z brzegu – Okami.
Jedna z najlepszych gier na dogorywającą już Czarnulkę sprzedała się w
średniej liczbie egzemplarzy, osiągając wynik trochę przekraczający pół
miliona sztuk. Pomimo swojego urzekającego artyzmu, nie podbiła serc Graczy
na całym globie. Innym przykładem może być gra Gun Bird 2 na platformę SEGA
Dreamcast. Tytuł ten – chociaż naprawdę wspaniały – nie sprzedał się w
zadowalającej liczbie kopii. Jednak od początku.
Schemat zabawy w Gun Bird 2 jest taki sam, jak w każdym innym scrollowanym
shooterze – należy dotrzeć do końca każdego poziomu, wycinając w pień
możliwie wszystkich przeciwników. Standard, nie? Jednak w tej grze jest coś,
co wyróżnia ją z masy innych, na pozór podobnych tytułów. Chodzi o
przedstawioną historię. Tutaj nie ma jednego, głównego wątku fabularnego –
tych jest bowiem kilka, a wszystko jest uzależnione od postaci, jaką
wybierzesz na początku zabawy. Co ważne, każdą opowieść łączy motyw zebrania
trzech rozrzuconych po świecie eliksirów. Jako że gra jest zrobiona w
wybitnie japońskim stylu, nie brakło też w fabule charakterystycznego dla
skośnookich braci humoru. Z przedstawionych gagów idzie się porządnie
pośmiać, choć samego tekstu nie jest dużo, a wypowiedzi każdej z osób są
raczej lakoniczne.
Postaci różnią się również od siebie uzbrojeniem oraz – co jest szczególnie
ciekawe i nietypowe – odwiedzanymi poziomami. Najpierw zajmijmy się
rozbieżnością w broniach. Otóż którejkolwiek postaci nie wybierzesz, i tak
będziesz cieszył się innymi atakami z jej strony. Odmienne są zarówno
specjale, uderzenia z bliska, jak i serie z działka… Jeżeli oczywiście można
to tak nazwać. Bo mianem karabinu maszynowego nie można ochrzcić niszczenia
przeciwnika za pomocą nietoperzy (vide Alucard), albo tureckich mieczy, jak
u kolesia na latającym dywanie.
Takich przykładów jest racja więcej, ale
celowo nie będę o nich wspominał, bo może to zepsuć frajdę z rozgrywki..
Teraz nadeszła pora, aby porozprawiać trochę o etapach, odmiennych dla
różnych bohaterów. Różnica polega na tym, że nie każdej postaci przyjdzie
odwiedzić ten sam level i zniszczyć tego samego bossa, co reszcie. Nie licz
oczywiście na całkowitą odrębność, bo to już byłby totalny wypas, ale i tak
jest wspaniale, a nawet – oryginalnie.
Nietypowo prezentuje się kwestia designu poziomów. Koniec z kolejnymi,
monotonnymi i tandetnymi planszami położonymi w kosmosie, w bazie
tajemniczych i wyjątkowo groźnych ufoli, czy na Księżycu. Produkcja Capcom
zrywa z tymi wszystkimi zasadami, obowiązującymi aktualnie w arcade
shooterach (także tych na konsole nowej generacji).
W miejsce standardowych
miejscówek, Psikyo (developer) wrzucił etapy umiejscowione nad lodowcem albo
średniowiecznym zamkiem. Nie dosyć, że są one całkiem pomysłowo wykonane, to
jeszcze zjadliwie wyglądają. Jest to efektem naprawdę porządnego silnika
graficznego. W przeciwieństwie do innych znanych mi bliżej shumpów, gra
została wykonana w technologii 2D. Obecne sprite’y są dobrej jakości i nie
kłują po oczach pikselozą. Na dodatek animacja trzyma stały poziom,
wyświetlając 60 klatek na sekundę. Jest to bardzo ważny element, gdyż tempo
akcji jest naprawdę szybkie i nie ma w niej miejsca na jakiekolwiek
zwolnienia. Graficy dali radę aż miło!
Jestem zdania, że GB2 jest trochę podobny do Metal Sluga. Oczywiście nie
chodzi mi o przynależność do gatunku – to przecież nie podlega dyskusji; są
to wyraźnie dwie odmienne pozycje pod względem typów. Ale gdyby wziąć pod
uwagę tempo zabawy… W obu grach dzieje się naprawdę dużo, a palce nie mają
chwili wytchnienia. Z tą różnicą, że Capcom o wiele bardziej wyśrubował
poziom trudności. Wyczynem na miarę skoku na główkę do szklanki wody jest
zaliczenie właśnie recenzowanego tytułu na Normal, nie mówiąc już o Hard. Z
palcem w… nosie można przejść go tylko na dwóch najniższych stopniach
(„Child” i „Baby”). Tak czy inaczej należy to uznać za zaletę – w końcu
przedłuża to niezbyt długi czas gry.
Nie sądziłem, że Gun Bird 2 stanie się jednym z moich ulubionych arcade
shooterów. Po włączeniu go pierwszy raz byłem przekonany, że prędko poleci
na półkę, gdzie zostanie zapomniany. A tu niespodzianka – w osobistym
rankingu przebił on sławetną Ikarugę, ustępując pola TYLKO Under Defeat.
Jednak wiem, że ów tytuł może nie przypaść do gustu każdemu. Ale jeżeli
lubisz tematykę KKW i zagrywasz się z przyjemnością w scrollowane
strzelanki, daję głowę, że Ci się spodoba.
|