Ikaruga - Recenzja gry  |  Autor - Tomcio


 

Każda konsola pod koniec swego życia otrzymuje tytuł będący jakoby doskonałym zwieńczeniem całej biblioteki gier na danej platformie. Zaskakuje on nierzadko patentami, oprawą, w konsekwencji czego staje się must-have’em dla posiadaczy bliskiej śmierci maszynki. I tak, Dreamcast uraczony został Ikarugą – dzieckiem Treasure, wydanym na początku 2003 roku.


Opisywana tutaj gra należy do gatunku scrollowanych shooterów, jakich na pierwszy rzut oka pełno na Makaronie. Tu również lecisz swoim statkiem kosmicznym w górę i likwidujesz pojawiających się oponentów. Jednak, Ikaruga różni się od konkurencyjnych produktów jednym, znaczącym elementem – twój „latawiec” ma dwa oblicza, czarne i białe, między którymi dowolnie możesz się przełączać podczas rozgrywki. Również nadlatujący przeciwnicy dzielą się na dwa typy i, zależnie od barwy, prują do Ciebie odpowiednim kolorem pocisków.

W momencie, kiedy strzela w Ciebie przeciwnik o ciemnym odcieniu, wystarczy, że zmienisz kolor statku na taki sam i możesz spokojnie brać serię na klatę, ładując dzięki temu pasek super ataku. Gdy zaś dojdzie do zetknięcia statku ze strzałami o odmiennym kolorze – śmierć na miejscu. Każdy z pięciu leżeli zwieńczony jest pojedynkiem z bossem, a walka z takowym stanowi naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. W trakcie zabawy nie znajdziesz żadnych opałek, więc o chwilowej nieśmiertelności zapomnij ;). W menu głównym do wyboru prócz trybu Arcade jest Score Attack oraz Practice, czyli tryb umożliwiający grę w każdym z zaliczonych w Arcade Mode plansz. Siłą Ikarugi jest też opcja Multiplayer, dzięki której w dowolnym momencie do zabawy wskoczyć może kolega, przejmując drugiego pada.


Wizualna stoją na wysokim poziomie i gra nawet dzisiaj (5 lat po pojawieniu się w sklepach) prezentuje się wybornie. Wszelkie rozbłyski, wybuchy, prerendowane lokacje składają się na obraz tytułu dopracowanej pod względem graficznym. Fajna jest muzyka, a do dźwięków nie można się przyczepić.


Wydawałoby się, że Ikaruga jest pozbawiona wad – niestety, muszę Cię, drogi Czytelniku, zmartwić. Nie jest to mankament natury czysto technicznej – chodzi o długość całej rozgrywki, która oscyluje w granicach godziny zabawy. Nie ma bonusów ani żadnego trybu, który pojawia się po ukończeniu gry (hmmm, czyżby nasz recenzent słabo zapoznał się z tytułem ? A Conquest czy Prototype Mode ? Natępnie Gallery i Sound Mode to mało ^^ - Przyp. Rolly).

Pozostaje tylko wymasterowanie wszystkich poziomów trudności, co okazać może się naprawdę trudne. Poza tym niektórym Graczom może nie podobać się obecność czarnych pasków po bokach ekranu, co zmniejsza znacznie doznania estetyczne. Full screen co prawda istnieje, lecz wtedy kamera obraca się o 90 stopni (to raczej norma, a nie wada pojawiająca się w każdym shumpie, w celu uzyskania efektu z salonów arcade - Przyp. Rolly). 


Ikaruga to jedna z ostatnich wielkich gier na Dece, której w roku wydania zazdrościli posiadacze konkurencyjnych platform. To właśnie począwszy od niej nastała moda na wypuszczanie scrollowanych shooterów na Makarona, co później zaowocowało chociażby przepięknym Under Defeat. Czy kiedykolwiek będzie dane Graczom zagrać w sequel tworu Treasure?