Karous - Recenzja gry  |  Autor - Rolly


 

Mała firma o skromnym budżecie zaistniała na rynku gier wideo wyłącznie dzięki kultowi konsoli SEGA Dreamcast i arcade board'owi Naomi. Większość tytułów Milestone to shootery (z wyjątkiem jednej gry na Nintendo DS), więc możemy być pewni, iż developer ma fach w ręku i właśnie m.in. dlatego spora grupa miłośników shmup'ów darzy "kamieniarzy" wielkim szacunkiem.
8 marca 2007 na japońskim rynku ukazuje się kolejne dzieło Milestone o tytule Karous. Sklep SEGADirect podobnie, jak i w przypadku Trigger Heart Exelica przeżywa prawdziwe oblężenie chętnych na tę pozycję. Czy japońscy gracze mieli rację wyrywając sobie z rąk zamówienia? Czy reszta fanów nie zawiedzie się tym tytułem? O tym będzie ta recenzja.

Scenariusz jest dość ciekawy i opowiada o dziewczynie, która narodziła się ze związku anioła i człowieka. Już a latach dziecięcych niespodziewanie okazało się, że bez szkoleń wspaniale włada mieczem, bronią palną czy tarczą. Postanowiono wykorzystać jej zdolności, więc gdy dorosła została umieszczona w specjalnie przygotowanym mechanicznym kruku. Otrzymała cel - zniszczyć siły ciemności, które spowiły ziemię.

Po małym zapoznaniu się z głównym motywem gry, przyszła pora, aby zagłębić się także w system. Na pierwszy rzut oka wydał mi się zbliżony do innego szutera Radirgy. Mimo to im dłużej grałem i poznawałem jego musiałem szybko zmienić zdanie. Zacznijmy od dwóch górnych ekranów. Po lewo mamy status naszej metalowej maszyny, która potrafi strzelać (szybki atak, który niszczy każdego wroga, ale nie radzi sobie ze strzałami wroga), atakować mieczem (zdecydowanie wolniejszy atak, który niszczy każdego wroga i dodatkowo większość strzałów) i używać tarczy (niszczy wrogów i chroni przed każdym strzałem, ale ogranicza nasz ruch i nie pozwala używać shoota). Powiązano te 3 elementy i stworzono coś na wzór rolplejowego rozwoju postaci. Każdy oręż dostał swój poziom, więc czym częściej ich używany, tym bardziej nasz kruk rośnie w siłę. To nie wszystko. Nasze elementy zmieniają swoje właściwości (nazwano to Version Up). Tarcza zaczyna obijać strzały prosto we wroga, miecz zaczyna uczyć się kombosów , a broń palna wypluwa z siebie coraz więcej pocisków!
Po prawo natomiast znajduje się status naszej bohaterki (czy jak wolą miłośnicy RPG - Level). Im więcej wrogów niszczymy, tym więcej punktów doświadczenia zdobywamy. Wyższy level zwiększa naszą siłę, mobilność, szybkość oraz mnożnik punktów.

Do tego dochodzą inne bonusy, jak przedmioty, dzięki którym zdobywamy dodatkowe EXP, automatyczną tarczę, czy znacznie ważniejsze rzeczy jak - dodatkowy poziom. Do poszczególnych części kruka znajdziemy nawet tego typu smaczki jak zwiększenie szybkości lub autotarczę itp. Zdarzają się także negatywne „itemy", więc dokładnie zapoznajcie się z ich wyglądem i działaniem.
Bardzo ważną rzeczą oprócz wymienionych powyżej jest DFS ,czyli wielkie ciemno-czerwone serce. Chroni nas ono przed zmasowanym atakiem wrogów, czyści ekran ze wszystkich strzałów, daje możliwość większej liczby kombosów punktowych oraz zwiększa silę naszej ofensywy przez cały czas jej trwania.

Każdy z etapów gry (mamy do dyspozycji 5 bardzo długich plansz), kończy się tradycyjnie. Jak to w każdym shooterku czeka na nas duży wróg - potocznie zwany bossem. Możemy pokonać go na dwa sposoby. Wykończyć go (pasek jego energii będzie równał się zeru), lub wytrzymać daną ilość czasu, lecz wtedy wróg odleci, a my nie zdobędziemy bonusu punktowego. Zdradzę wam tylko, że ma to wpływ na zakończenie gry.

Jeśli chodzi o kolizję strzałów i ich ruch, także nie mam żadnych zastrzeżeń. Pociski dochodzą dokładnie do celu, tarcza działa jak powinna. Nawet mimo wielkiej zadymy, graczowi udaje się doskonale manewrować Karasu między kulami, co świadczy o bardzo dobrym balansie tytułu.
Wszystkie umiejętności w grze nabywa się z czasem, na sporą część rozgrywki wpływa także, jak rozwijamy naszego latającego blaszaka. Wiele pomagają również komunikaty pojawiające się na dole ekranu, często również oprócz samym porad, opisujące ciekawe historie.
Niestety nie pochwalę trybów rozgrywki ,gdyż jest tylko jeden o trzech poziomach trudności (szczerze to brakuje trochę także trybu dla dwóch graczy), choć nieliniowość, sekrety, stopniowe poznawanie systemu gry czy grindowanie w Karous i tak bardzo wydłuża czas zabawy.

Gramy dalej i przechodzimy do aspektów wzrokowo-słuchowych. Grafika, bardzo przypadła mi do gustu. Ba! Takiego czegoś jeszcze nie było! Mroczne scenerie w których króluje kolor czarny i czerwony robią wspaniałe wrażenie! Do tego silnik gry (pseudo 3D) potraktowano efektem cell-shading, co dało niespotykany w takich grach efekt, rzekłbym - lekko komiksowy. Niczym w filmie Sin City.
Wszystkie wybuchy, power up'y, strzały są naprawdę śliczne. Czy widzieliście kiedyś krwawiące statki? Coś pięknego. Nie wspomnę o DFS, które bije i pulsuje jak prawdziwe serce. Plansze, po których latamy są dość szare, a to miasta, ciemne lasy czy np. morze, na którym od czasu do czasu pojawi się latarnia. W tym wszystkim czuć pasję grafików i chęć wniesienia świeżości do standardów, jakie wytyczyły tego typu strzelaniny. Dano nam możliwość oglądania klimatu lekko gotyckiego, który naprawdę przypada do gustu i daje niezapomniane odczucia wizualne.

Dźwięk w Karous jest tym, co doskonale sprawdza się w shmup'ach. Z tą różnicą, iż tutaj dodano do szybkiego i dynamicznego drum'n bass, szczyptę muzycznego mroku. Dało to doskonałą energetyczną mieszankę, która jak ogromny pociąg napędza nasze paluchy do coraz większego wysiłku przekładanego na przyciski pada. Efekty wzrostu poziomu, strzałów, wybuchów itp. są również fenomenalne i doskonale komponują się z "ciemną" resztą.

Podsumowując. Tego typu innowacyjnymi i zarazem mega grywalnymi pozycjami może poszczycić się tylko Dreamcast. Karous na arenie shooterów jest niczym Mariusz Pudzianowski na zawodach Strong Men - deklasuje konkurencję. Gra jest świeża, piękna i miła dla ucha, dostaliśmy nawet małą fabułę (w której podczas naszych wymagań, zagaduje nas masa ludzi). Czego trzeba więcej? Trybów, przez które (a właściwie ich brak) niestety zaniżam ocenę. Mimo to, polecam to skromne arcydzieło Milestone wszystkim, którzy nadal posiadają w domach nieśmiertelny sprzęt, jakim jest SEGA Dreamcast. Wielkie brawa!