Phantasy Star Portable - Recenzja gry  |  Autor - Kolo

 

 

Serii Phantasy Star przedstawiać chyba nie muszę, więc od razu przejdę do opisania gry Phantasy Star Portable.
Grę rozpoczynamy od tworzenia swojego awatara, wybieramy jedną z 4 ras (człowiek, newman, beast i CAST), precyzujemy nasz wygląd korzystając z sporej ilości opcji, wybieramy jak będziemy stękać podczas machania mieczem i dobieramy sobie partner machine - robota który będzie pomagał nam w walce jeśli nie weźmiemy ze sobą żadnych innych botów / kolegów.
Stworzoną właśnie postać można wykorzystywać zarówno w trybie opowieści jak i trybie online przeznaczonego dla do 4 graczy siedzących obok siebie z konsolkami.

Fabuła
Grę spędzamy jako Guardian – coś na kształt policjanta do zadań specjalnych pilnującego pokoju międzyplanetarnego. Wraz z naszymi sojusznikami (przedstawianymi stopniowo) za zadanie mamy wytropić i pokonać tajemniczą organizację terrorystyczną pragnącą zagłady układu Gurhal.
Brzmi dość sztampowo prawda? Ale nie jedna gra z takim rysem fabularnym okazała się prawdziwą perełką, a jeszcze więcej miało fabułę nudną jak diabli i kiepskie dialogi. PSP należy niestety do tego drugiego przypadku – historia nie porywa, ma parę lepszych momentów, ale ogólnie jest tylko marnym pretekstem do wyżynania kolejnych paskudztw. Podobnie dialogi, pomimo niezłego dubbingu co ważniejszych kwestii, okazyjnych żartów i rozważań egzystencjalnych raczej usypiają niż pobudzają.

Grafika i muzyka
Grafikę uważam za bardzo ładną, jest prosta, ale nie ucieka się do tandetnych sztuczek w celu zakrycia rozłażących się tekstur i dzikich pikseli. Gdy mamy okazję przyglądnąć się czemuś na spokojnie możemy zauważyć natomiast wiele szczegółów. Muzyka po prostu jest, nie pobudza, nie usypia, nie przeszkadza – soundtrack jakich wiele.

Gameplay
Tryb miasta jest reprezentowany przez mapę i masę menusów, ustalamy tu drużynę, kupujemy ekwipunek, rozmawiamy i przyjmujemy misje. A misji mamy 2 rodzaje, fabularne – rozgrywane tylko raz i wolne, które przechodzimy dla przyjemności, lootu i doświadczenia. Te drugie mają 4 różne poziomy trudności, do wyższych dostajemy dostęp gdy osiągniemy określony poziom.
Misje przechodzimy sami bądź w drużynie złożonej z botów / kolegów pokonując dziesiątki potworów i na końcu koniecznie bossa. Sterowanie jest proste, łatwo się go nauczyć i daje spore możliwości – brawo. Walki choć średnio widowiskowe są mocno sycące, broni jest masa, większości (nawet podobnych) używa się inaczej, dodatkowo gdy używamy broni palnej możemy przełączyć się w tryb pierwszoosobowy aby dokładniej celować. Niestety w beczce miodu musi się znaleźć co najmniej łyżka dziegciu, tutaj mamy cały słoik w postaci tępych botów, które pałętają się pod nogami aż praktycznie wbiegną w przeciwnika (albo przeciwnik w nich) i drugiego, znacznie poważniejszego problemu.
Na początku gry i w większości misji specjalnych problem ten nie występuje, jednak kiedy mamy możliwość dowolnie układać naszą drużynę a potwory i mapy robią się coraz bardziej wymyślne konsolka dostaje tęgiej zadyszki. Phantasy Star Portable ma duże skłonności do (nieraz pokaźnych) spadków prędkości działania, jest to o tyle rozczarowujące, że czas wczytywania gry i poziomów jest ekstatycznie krótki. Długi czas ładowania broni przed jej użyciem też utrudnia sztukę wojowania, a podczas grania strzelcem konieczne jest zmienianie broni w ferworze walki gdy skończy się amunicja.

Ekwipunek i EXP
A teraz czas na gwóźdź programu, czyli to co ze sobą targamy. A jest co targać – dziesiątki pancerzy, ubrań lub części (jeśli jesteś CASTem), setki broni do zebrania, w tym tak niezwykłe jak marakasy, patelnia lub ... Dreamcast.
Do tego dochodzi 3 warstwowy system doświadczenia. Dostajemy zarówno zwykłego EXPa do nabijania naszego poziomu, ale za wykonywanie misji zwiększamy także nasze doświadczenie jako wojownik o danej klasie, każdy poziom daje nam dodatkowe bonusy do statystyk i po osiągnięciu konkretnego odblokowuje podobną klasę elitarną – niektórych broni nie da się użyć jeśli nasza klasa ma na nią ograniczenia. Dodatkowo nabijamy poziomy za używanie technik, nie zauważyłem żeby jakoś wpływało to na nasze obrażenia, ale miły gest.

Podsumowując gra nie jest idealna ale daje masę niezbyt wyszukanej frajdy – po prostu chce się grać dalej, zdobyć następną dziwną broń, wymasterować następną klasę, albo zacząć od początku, nawet pomimo zamulania.

Zalety:
+ masa frajdy
+ masa przedmiotów do znalezienia
+ jeszcze jeden poziom, jeszcze jedna godzina, jeszcze raz tylko inaczej
+ błyskawiczne loadingi
+ z patelnią w ręku i Dreamcast'em na ramieniu Sony nam nie straszne, ARRR~!

Wady:
- nierozgaranięte boty
- skłonności do mulenia