|
Project Justice: Rival Schools 2
- Recenzja gry | Autor -
Radek
Capcom - firma znana
zapewne każdemu maniakowi gier przyczyniła się do sukcesu Dreamcasta, takie
gry jak RE Code Veronica, Power Stone czy Street Fighter Third Strike to jedne
z ich największych dzieł. Firma dzielnie stała po stronie DC fanów i
supportowała konsolę niebieskich po jej ostatnie dni. Jedną z takich gier
jest Project Justice znany też jako Rival Schools. Brzmi znajomo? Powinno.
Gra jakiś czas temu zadebiutowała na PSX zdobywając uznanie wśród graczy,
a jako iż Capcom lubi prezydentów Ameryki wypuścił podrasowaną wersję z
PSX’a w czasie, kiedy DC powoli schodził z piedestału.
Project Justice opowiada o losach kilku szkół w Japonii, które nie raz
miewają sprzeczki, co zwykle prowadzi do bójki. Jednak ktoś chce zdobyć władze
w Japonii wykorzystując owe szkoły. Dalszego zarysu fabuły zdradzać nie będę,
bo nie lubię psuć komuś przyjemności z grania, dopiszę tylko, że każda
ze szkół ma swoje własne wątki fabularne, które krzyżują się tworząc
zrozumiałą całość, dodatkowo całość dopełniają pięknie zrobione
wstawki anime obok ,których żaden fan japońskiej kreski nie przejdzie obojętnie.
Sami uczniowie szkół to nie żadne leszcze tylko zaprawieni w bojach kozacy,
którym mało, kto podskakuje w codziennym życiu.
Każda szkoła prezentuje
też odmienny styl, mamy tu, np. małą dziewczynkę wywijającą rakietą do
tenisa, nurka głębinowego, który wykorzystuje do walki styl
breakdance’a w wodzie, jest też Kyosuke - postać znana zapewne fanom
2D. Wszystkie postacie występujące tu są cholernie charyzmatyczne i naprawdę
trudno pomylić kogoś. Od strony trybów zabawy jest niestety spory zawód,
ponieważ PAL'ową wersję gry pozbawiono trybu Nekketsu Nikki, który stanowił
solidny fundament gry. W tym trybie mogliśmy stworzyć własnego zawodnika od
podstaw, a następnie zdobywać nim umiejętności jak nowe ciosy, specjale
itd. Podróżowaliśmy po planszy, rozmawialiśmy z napotkanymi ludźmi itd.
(tryb sprawdzał się świetnie również w mulitplayerze –
przyp. Rolly). Potem taką wykreowaną postacią mogliśmy grać w normalnych
trybach. Naprawdę wielka szkoda tej opcji, bo solidnie wydłużała obcowanie
z grą.
Poza tym mamy tu Arcade,
który dzieli się na Story Mode i Free Mode, ten pierwszy jest chyba
wszystkim jasny, więc tłumaczyć nie trzeba, ten drugi natomiast jest grą
na punkty, walczymy z przeciwnikami, zdobywany punkty i wpisujemy się do
rankingu, ot żadna filozofia. Jest też VS Mode, Tournament Mode, Training
Mode i League. Ten ostatni to swoista liga, wybieramy ulubione postacie
(fighter'ów i fighter'ek jest masa – przyp. Rolly), tworzymy drużyny i
stajemy do walki . Same walki toczą się w bardzo zróżnicowanych
sceneriach, poczynając od szkolnej klasy, a kończąc na pochłoniętym w
czeluściach ognia liceum. Na areny nie ma co narzekać, bo są naprawdę
ciekawe i niektóre z nich mają elementy ruchome jak karuzela, pociąg,
samochód itd. Jak wiadomo siła PJ tkwi w zespole, wybierając trzy postacie
możemy wykonywać swoiste partnerskie ataki, po uprzednim naładowaniu
specjalnego paska. Jeśli owy pasek napełnimy na maxa mamy możliwość
wykonania potrójnego ataku, który jest masakrycznie zabójczy. Takich ciosów
jest naprawdę dużo i zależą one od wyboru postaci, jedne, np. dodają Ci
otuchy (zwiększa się pasek specjali) inne natomiast dodają Ci życia, a z
innymi wykonujesz ciosy, np. szybka młócka dwa na jednego.
Graficznie gra prezentuje się słodko, areny są ładnie zrobione i jest na
czym zawiesić oko, postacie natomiast składają się z porządnej liczby
polygonów, jednak niektóre z nich są nieco kanciaste. Efekty specjalne towarzyszące atakom są wykonane pierwszoligowo,
rozbłyski, snopy iskier, buchające płomienie to wszystko wygląda zawodowo
jednak jest to jedynie ulepszona grafa z PSX’a podciągnięta do
dzisiejszych standardów (antialiasing, high-res, 60 klatek)
Dźwiękowo jest natomiast niezwykle pozytywnie, ostre rockowe brzmienia zapadły
mi w pamięć, a niektóre motywy muzyczne zasługują na brawa. Postacie
ofkoz bełkoczą Japońskim slangiem, co też mi odpowiada.
Czas na podsumowanie. Project Justice jest niezwykle udaną bijatyką z niezłymi
patentami (nie zabrakło Street Fighter’owych combosów czy Aerial Combo
– przyp. Rolly), pięknymi wstawkami w stylu anime i oczywiście
niezwykle pozytywną ścieżką audio, czym więc tłumacze względnie niską
ocenę końcową, ano brakiem wspomnianego trybu Nekketsu Nikki, który
potrafi wyrwać sporo godzin i brakiem jakichś usprawnień względem wersji z
PSX’a . Recepta? Fani anime muszą ją mieć, fani bijatyk mogą ją mieć,
a zwykli gracze niech łykają od razu po to kawał dobrego softu, a Ci co nie
mieli styczności z PSX’ową wersją niech dodadzą pół oczka do
oceny..
|
|