Quackshot Starring Donald Duck - Recenzja gry  |  Autor - ufix

 

 

Ciemnymi korytarzami zapomnianego egipskiego grobowca przedziera się tajemnicza postać. Bohater z charakterystycznym kapeluszem na głowie brnie przez pułapki ku legendarnemu skarbowi. Indiana Jones? Można by tak pomyśleć gdyby nie płetwy, dziób i rewolwer strzelający popcornem w dłoni.

Quackshot to platformówka, która ukazała się w 1991 roku na Segę Mega Drive. W grze wcielamy się w kaczora Donalda, który podczas pracy dla wujka Sknerusa znalazł zapomnianą mapę prowadzącą do skarbu. Nasz bohater oczywiście udaje się na poszukiwania, w których pomagają mu jego siostrzeńcy, a przeszkadzać usiłuje z różnym skutkiem Czarny Piotruś. Gra jest pomieszaniem filmów z Indianą Jonesem i kaczego uniwersum Disneya. Kolejne poziomy są w widoczny sposób inspirowane przygodami znanego poszukiwacza przygód, zaś wszystkie postacie, które spotykamy po drodze to bohaterowie filmów animowanych.

W grze występuje tylko tryb dla jednego gracza, który nie jest specjalnie nowatorski. Jak w większości klasycznych gier platformowych, naszym celem jest dotarcie do końca etapu, zebranie po drodze amunicji i bonusów, oraz pokonanie pojawiających się tu i ówdzie przeciwników. Możemy się ich pozbywać tylko dzięki strzelaniu w ich kierunku, skakanie na nich wyrządzi krzywdę wyłącznie Donaldowi. Nasz dzielny kaczor ma do dyspozycji trzy „bronie”, które pomagają mu w tym zadaniu. Słowo „bronie” ująłem w cudzysłów, bo nie wiem, czy można tym mianem określić pistolet strzelający gumą balonową, wyrzutnie popcornu i rewolwer na przetykaczki do rur. Ta ostatnia broń jest podstawowym uzbrojeniem Donalda i w przeciwieństwie do dwóch pozostałych ma nieograniczoną ilość amunicji, która wraz z rozwojem fabuły zmienia swój kolor i właściwości pozwalając dotrzeć do miejsc niedostępnych w inny sposób. Pistolet na gumę balonową strzela oczywiście balonami, które potrafią usunąć z naszej drogi niektóre przeszkody, a wyrzutnia popcornu miota pociskami w kilku kierunkach na raz i przydaje się szczególnie podczas starć z bossami. Nie warto nadużywać dwóch mocniejszych broni, bo amunicja do nich nie trafia się często, podobnie jak jedyny w grze power-up – ostra papryka. Donald oprócz paska życia dysponuje pięciopunktowym wskaźnikiem nastroju, który pogarsza się wraz z każdą zjedzoną papryczką, aż do momentu gdy nasz kaczor wpada w szał i głośno kwacząc oraz wymachując pięściami usuwa wszystkich oponentów ze swojej drogi. Główny bohater dysponuje dość standardowym zestawem umiejętności, potrafi oczywiście skakać, biec sprintem, oraz prześlizgiwać się pod niskimi przeszkodami.

Po rozpoczęciu nowej gry i obejrzeniu krótkiego wprowadzenia naszym oczom ukazuje się mapa z trzema dostępnymi poziomami. Każdy poziom składa się z dwóch etapów, przy czym dostęp do dalszego z nich jest możliwy wyłącznie przy użyciu przedmiotu zdobywanego na innej planszy. Tym sposobem mimo wszystko istnieje tylko jedna słuszna kolejność przechodzenia gry, ale jednak jest to interesujące urozmaicenie. Oczywiście na mapie z czasem pojawia się więcej punktów do których możemy się udać. Istnieje również możliwość ponownego przejścia już ukończonego etapu w celu uzupełnienia zapasów.

Poziom trudności jest niezbyt wygórowany, jedyne w kilku miejscach może sprawić chwilowe kłopoty. Sporym ułatwieniem jest nielimitowana możliwość kontynuacji rozgrywki po utracie wszystkich żyć, oraz wskaźnik zdrowia, dzięki któremu Donald może przyjąć kilka ciosów bez większych konsekwencji. Niewielkim utrudnieniem jest jednak brak jakichkolwiek haseł czy innej możliwości zapisania stanu gry, co nie jest wielką wadą ze względu na krótki czas potrzebny do przejścia Quackshota. Nawet za pierwszym podejściem grę da się zaliczyć bez problemów w jeden wieczór.

Oprawa audio jest moim zdaniem jednym z większych plusów tej produkcji. Każdy poziom charakteryzuje się innym utworem, zaś wszystkie są na tyle chwytliwe, że jeszcze kilka dni po przejściu gry łapałem się na nuceniu ich pod nosem. Muzyka jest też świetnie dopasowana do poziomów, w Duckburgu można usłyszeć utwór utrzymany w klimacie Scotta Joplina, w Egipcie towarzyszą nam orientalne dźwięki, a w Transylwanii niezwykle klimatyczny i niepokojący  soundtrack. Również do pozostałych odgłosów w Quackshocie trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, są typowo kreskówkowe, dokładnie takie jakich można by się spodziewać po tego typu grze.

Grafika jest przyjemna dla oka, oczywiście nie może się równać chociażby z Mickey Manią, ale jeśli weźmiemy pod uwagę rok wydania tej gry, to Quackshot naprawdę nie ma się czego wstydzić. Wszystkie postacie są narysowane w stylu znanym z klasycznych komiksów autorstwa Carla Barksa, również poziomy prezentują się bardzo dobrze, szczególnie tła. Przyczepić można się do wyglądu menu, które kompletnie nie pasuje do reszty. Pewną wadą są też przeciwnicy, a raczej ich niewielka różnorodność, pod tym względem mogło być zdecydowanie lepiej. Za to nie można narzekać na bossów, którzy wyglądają nieźle, a pokonanie każdego z nich wymaga nieco innego sposobu.

Starając się podejść obiektywnie do oceniania Quackshota trzeba zauważyć, że ta gra nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot zwykła platformówka z bohaterami kreskówek, gra jakich wiele. Mimo to z jakichś nie do końca dających się racjonalnie wytłumaczyć powodów, sterowanie Donaldem w kapeluszu jest niezwykle przyjemne i wciągające. Być może wynika to z faktu, że gra ta nie posiada szczególnie rażących wad, a może to po prostu sentyment do starych komiksów z kaczorem Donaldem czytanych w dzieciństwie. Tak czy inaczej Quackshot powinien być obowiązkową pozycją dla każdego fana 16-bitowych platformówek. Ta gra niczym nie ustępuje pozostałym Disneyowskim grom wydanym na Segę Mega Drive i pod względem przyjemności z gry może bez problemu konkurować z Castle of Illusion czy wspomnianą Mickey Manią.