Koreańska firma Softmax (obecnie
ESA) po wielkich
sukcesach na rynku PC, ze swoimi tytułami zawitała także
i na konsole Dreamcast. Gra o której będę pisał powstała w oparciu o sagę
taktycznych rpg-ów "Genesis" znanej z komputerów serii. The Rhapsody of
Zephyr jest jakby odrębną opowieścią opierającą się o tytuł - War of
Genesis, który z powodzeniem radzi sobie na rynku gier PC.
Wszystko zaczyna się około XVIII wieku na fikcyjnym kontynencie Antarii. Na
wstępię nadmienię, że według wielu graczy, pozycja ta swoim scenariuszem dorównuje
rozbudowaniem opowieści, genialnemu
Xenogears z Playstation. Będzie to arystokratyczna opowieść przepełniona
miłością, zdradą, zemstą gdzie okraszą ją ciągłe zwroty akcji. Wszytko zaczyna się po
wojnie Genesis. Imperium Antarii stało się bardzo słabe, ograniała je
bieda. Główną rolę w życiu strapionych ludzi zaczął odgrywać kościół i religia. Biskupi zaczęli
przejmować władzę, wykorzystywać mieszkańców do swoich celów i stopniowo żerować
na ich naiwności. Z czasem więc zaczeły rozwijać się anty-kościelne grupy, z
których najbardziej znaną stał się zespół buntowników zwany Zephyr Falcons.
Przygodę
rozpoczynamy kierując poczynaniami Meditch'a, przywódcy wspomniach Zephyr Falcons.
Pewnego dnia zostaje przydzielone mu zadanie ataku na strzeżone
więzienie. Cel - uwolnić więźniów politycznych. Jak się okazuje jego
eliternej drużynie udaje się to bez problemu a ostatnim, który zrzuca
więzienne kajdany jest Cyrano
Bernstein. To szlachcic i zarazem główny bohater fabuły. Po uwolnieniu
jego głowę zaczynają zaprzątać wspomnienia - Mercedes - jego miłość, aresztowanie
przez jej ojca, przekupny sąd i trzynaście lat w więzieniu.
To w
więziennej twierdzy,
podczas swej męki, w jednej z kopalni znajduje jaskinię, w której spotyka boga chaosu z czasów
wojny Genesis. Miesiące płyną, oboje dzielą się swoją przeszłością. Człowiek
i bóstwo stają się bliskimi przyjaciółmi. Na wolności zgodnie z prośbą bożka
Cyrano wyrusza w podróż na wyspę po miecz Ashura.
W wirze wydarzeń dołącza z czasem do grupy Zephyr Falcons, aby zemścić się na tych,
którzy zdradzili go 13 lat temu.
Pewnie zauważyliście podobieństwo gry do znanej francuskiej powieści -
Hrabiego Monte Christo. The Rhapsody of Zephyr jest na niej oparta co
podkreślają sami producenci, więc
obeznani we francuskiej literaturze napotkają znane im wątki czy postacie,
które występuja także w.w. książce czy telewizyjnej ekranizacji.
Już
po paru minutach obcowania z grą wiemy, że Rapsodia to typowy i klasyczny
jrpg. Czeka nas dużo biegania, rozmawiania i pchania do przodu świetnego
scanariusza. Oczywiście jak to w tego typu grach bywa. Levelujemy postacie,
zbieramy gotówkę na niezbędny ekwipunek i akcesoria, odwiedzamy masę wsi i
miasteczek (tudzież barów... znaczy sklepów ^^) ale i również labirytnowych
lokacji, gdzie sporo się nawalczymy.
Sama walka odbywa się na
polu zbudowanym z hexów (co ciekawe walczymy zawsze na tej samej planszy, na
której się poruszamy) i cięzko znaleźć podobne systemem walki tytuły (misz
masz Final Fantasy i Heroes of Might & Magic).
Battle System w grze stworzono w taki sposób, że głównym przedmiotem
jest tu broń postaci - od palnej poprzez miecze aż do długodystansowych włóczni. To właśnie
ten element wyróżnia "RoZ" z reszty podobnych gatunkowo tytułów. Każdy oręż ma swoje punkty HP, celność, obronę. Ma to dobre i złe strony. W wypadku
silnych ataków wroga, nasza słabsza broń może w końcu pęknąć i bezpowrotnie
stać się bezużyteczna. Trzeba je
odpowiednio dobierać do sytuacji, mają na uwadze zabranie kilku sztuk o
różnorakich parametrach. Balans jest tu bardzo ważny - szczególnie przy
wysokiej defensywie wroga. Oprócz tego znajdziecie tu także potężny wybór
akcesorii o ciekawych właściwościach (a to zwiększające odporność na
negatywne statusy, podnoszące parametry, dodające specjalne czary itd).
Oczywiście nie mogło zabraknąć ataków magicznych i potężnych speciali o
ogromnym zasięgu.
Napotkacie potężną gamę potworów (i wymagających bossów) do pokonania,
aren treningowych etc. gdzie można wysępić jakiś dodatkowy przedmiot.
Jeśli jesteście spragnieni więcej informacji - jedziemy dalej. W grze napotkacie na sporo sekretów, poukrywanych
skarbów itp., a nawet mini questy. Sama gra jest również do pewnego stopnia nieliniowa.
Natrafimy na
wiele różnorakich sytuacji i postaci w zależności od naszych poczynań.
Niestety nie sporej ilości lokacji nie da się powrócić.
Oraz najważniejsze. W grze mamy dostępne różne zakończenia gry! Czy dacie radę
je sprawdzić gdy gra dostarcza zabawy na dziesiątki godzin? To zależy już od
Was. Zachęcam aby je zobaczyć!
Kusząco wygląda również i sama grafika.
Zephyr to kawałek niezłej
roboty jak na grę w w 2D, która ma już swoje lata. Postacie (mimo małych rozmiarów) i otoczenie
(np.pokoje, a w nich np. piękne obrazy) są kolorowe, bogate w detale i niesamowicie
szczegółowe. Dodatkowo ich cieniowanie zmienia się
wraz ze światłem w lokacji. Wszelkie animacje również zostały dopieszone
przez programistów. Efekty byłysków, przezroczystości, czary - czyli całość
bitewnych wizualiów ma swój
urok i cieszy oko. Wspomnę także o świetnym desingu postaci w mangowym stylu
(hrabia Bernstein jako główny bohater wygląda doskonale) i wstawkach filmowych także
na dobrym poziomie.
Jest
naprawdę fajnie ale! Jest jeszcze coś, co kopie
tyłek gracza. To... muzyka! Nostalgiczne i smutne kawałki są po prostu wspaniałe.
Utwory z najwyższej półki w których
przoduje pianino łagodnie pieszczą nasze ucho. Nie powystydziły by się ich
inne wielkie serie od Segi czy Square. Gdy trzeba pobudzają do akcji swoją dynamiką
a zróżnicowanie zadowoli nawet najbardziej
wybrenych melomanów. Wszystkie inne dźwięki, odgłosy walki, magii i głosy
także dobrane są doskonale do otoczenia. Okazuje się, że czasami zamiast grać po prostu
zatrzymujemy się i poddajemy się klimatycznej ścieżce dźwiękowej.
Podsumowując. Falcom i Softmax pokazali jak świętne jeszcze mogą być
rolpleje.The Rhapsody of Zephyr urzeka swoim
książkowym światem pełnym intryg. Grania i
odkrywania jest bez liku. Mimo, że
przodującym w grze językiem niestety jest japoński - (jak zawsze ktoś? coś? może patch?)
dzieło to wciąga na maksa. Warto to wszystko
zobaczyć i przede wszystkim usłyszeć. Po prostu zagrajcie.
|