Tony Hawk's Pro Skater 2 - Recenzja gry  |  Autor - Tomcio

 

Będąc małym chłopcem uwielbiałem patrzeć na karkołomne akrobacje, jakie wyczyniali starsi koledzy z deskorolką. Spotykali się oni co piątek przed gmachem pobliskiej szkoły, gdzie schody i rurki sprzyjały rozwijaniu ich umiejętności. Pomimo ciągłych upadków i zbierania coraz to nowych sińców, nadal trwali oni w swoim hobby. Ja, jako bierny widz, marzyłem, by kiedyś zostać skaterem nawet takiego pokroju. Niestety (na szczęście?), nie pozwoliły mi na to ani fundusze, ani mama, która była przeciwna takim rozrywkom.
Kilka lat później w me spocone łapska wpada druga część kultowego w niektórych kręgach cyklu Tony Hawk Pro Skater. Sygnowana nazwiskiem najsłynniejszego w historii skatera seria do roku 2008 doczekała się bardzo wielu gier, lecz ostatnie części nie były już zupełnie podobne do pierwowzorów. Zasługa to zwłaszcza otwartego miasta i free-roamingu, który dla coniektórych Graczy może być wadą. Z tego właśnie względu niemalże wszyscy okrzyknęli drugą część Jastrzębia najlepszą. Czy słusznie?

Jak już pewnie się orientujesz, THPS2 to gra sportowa, w której, jeżdżąc na deskorolce, zaliczasz zróżnicowane zadania. Wcielić się możesz w najlepszych skaterów na świecie (większość sportowców rodem z Ameryki), bądź też, gdy żaden z nich nie spełnia twych kryteriów, stworzyć własnego bohatera, łącznie z określeniem jego statystyk. Do dyspozycji masz wiele różnych głów, włosów, czapek, spodni, itd. co sprawia, że twój skater będzie jedyny w swym rodzaju. Określić możesz jego wzrost, wagę czy wiek. Grubas o wadze znacznie przewyższającej 120 kg, pod którym deska się prawie łamie? Proszę bardzo. Stworzoną przez siebie postacią grać możesz następnie w głównym Career Mode.


W trybie dla pojedynczego Gracza odwiedzisz po kolei osiem lokacji, bardzo zróżnicowanych pod względem architektury i poziomu trudności. Raz zostaniesz zesłany do zamkniętego hangaru, by potem nagle trafić do obszernej miejscówki na terenie amerykańskiego college’u. Każda znacznie różnie się od siebie m.in. ilością ramp czy rurek do grindowania, ale też interaktywnymi elementami (śmigłowiec, pociąg lub taksówki, etc.). W każdym z poziomów masz równe 2 minuty na zaliczenie co najmniej jednego z 10 zadań, za które otrzymujesz odpowiednią do ich trudności sumę „zielonych”. By odkryć nową lokację, musisz chociażby odhaczyć połowę z listy „misji”, tudzież zebrać określona ilość pieniędzy. Takich kryteriów jest więcej, co nie powoduje szybkiego pojawienia się monotonii. Prócz standardowych leżeli będziesz mógł sprawdzić swe umiejętności w jednym z trzech konkursów – tym razem masz minutę na pokazanie sędziom, na o tak naprawdę Cię stać.


Śmiganie na desce jest główną podporą THPS2, a odpowiednia jazda z masą efektownych trików stanowi klucz do sukcesu. Samych trików jest naprawdę dużo i początkowo ich lista może przerażać nowicjuszy; wystarczy jednak pograć kilka godzin, by przekonać się o prostocie ich czesania. Zasługa to intuicyjnego sterowania, które łapie się w mig.


Podczas całej kariery zdobywasz mamonę, którą możesz wymienić na dodatkowe punkty polepszające statystyki skatera, kupować nowe ubrania, deskorolki lub uczyć się nowych akrobacji. Wiedz jednak, że ich nauka kosztuje bardzo słono i początkowo warto bardziej dopakowywać cechy postaci.

Oprawa graficzna jest dobra, aczkolwiek bez rewelacji. Jako że DreamCast w 2000 roku był najmocniejszą platformą na rynku, wersja na Makarona wręcz musiała się prezentować najlepiej spośród wszystkich. Zobaczysz tutaj więc ładne (acz nie zabijające ostrością) tekstury, wyraźne postaci…i na tym niestety pochwały się kończą. Animacja wprawdzie przez właściwie cały trzyma stały poziom, lecz kiedy już chrupnie, to da radę na chama policzyć ich ilość. Mało tego – podczas zabawy uświadczysz masę Bugów. Przenikające tekstury to tylko czubek góry lodowej – co ty na to, że w trakcie zwiedzania Nowego Jorku zobaczyłem… latający po niebie pociąg!?


Za to muzyka nie ma słabych punktów, ba! OST z gry zapadnie Ci w pamięci na długo po wyłączeniu konsoli! Na soundtrack składają się utwory mało popularnych, lecz ambitnych kapel, jak „Rage against the machine”, „Naughty by nature”, lub tych bardziej znanych (Papa Roach). Cudo!
Standardowo dla cyklu, przejście gry oznacza nowych bohaterów (Spiderman!), nowe lokacje oraz wiele filmów w klimatach skate’owych (mój faworyt – upadki mistrzów). Jeśli zaś znajdzie się jakiś desperat, który postanowi zaliczyć THPS2 na 100% WSZYSTKIMI postaciami, dostanie… więcej tego samego (bonusowe plansze, itd.)


Drugi Tony oferuje naprawdę pokaźną ilość zabawy, a pierwsze przejście gry oznacza jakieś 15+ godzin szpilania. Czy warto ją wygrzebać z serwisów aukcyjnych bądź z innego cmentarza? Z pewnością tak. Jak nie grałeś w żadną część serii, a błędy w grafice jesteś w stanie przełknąć, atakuj śmiało. A jeśli jesteś fanem skatingu i jednocześnie posiadaczem DC, warto przypomnieć sobie, jak to było kiedyś. Gra „jedynie” bardzo, ale to bardzo dobra, z aspiracjami na „kapitalną”….

PS. Warto wspomnieć także o świetnym trybie dla dwóch graczy - Przyp. Rolly.