Gdybym
miał oceniać poszczególne gry po tytułach, Trizeal od razu dostałby ode
mnie niską notę. Tak jednak nie jest, a gra i tak ją otrzymała. Czyżbym
zrobił wyjątek?
Nic z tego. Kolejny "szuter" (tym razem dostarczony przez Triangle
Service) rzeczywiście zasługuje na mierna ocenę. No ale czy mogło być
inaczej, skoro developer wydał na świat produkcję będącą na poziomie
SNESa?
Słabe zróżnicowanie wrogów, zrobieni kompletnie bez polotu
bossowie, nieudane wyważenie dostępnego arsenału (trzy rodzaje:
samonaprowadzające rakiety, podwójna wiązka laserowa i rozchodzące się
pociski), tandetna grafa, archaiczna i wkurzająca jednocześnie muzyka -
wyliczance nie ma końca.
Sytuacji nie ratuje nawet fajny level czwarty i możliwość
dopakowywanie broni poprzez zbieranie "dopałek" wypluwanych
przez ginących oponentów.
Trizeal starczy na około 40 minut zabawy. Na śmiałków, którzy mimo
wszystko zdecydują się przebić przez sześć plansz czekają "jakieś"
tam sekrety (a dokładniej dwa bonusowe tryby). Nie zmienia to oczywiście
faktu, że gra jest cienka jak sik pająka i nie warta Twojej uwagi..
|