What's Shenmue - Recenzja gry  |  Autor - Tomcio

 

 
Wersje demonstracyjne gier z założenia powinny skłonić Graczy do nabycia końcowego produktu. Skusić do wydania ciężko uzbieranych pieniędzy tylko na podstawie kilkunastu minut gameplay’u, pięknej oprawy audiowizualnej oraz choćby przedsmaku oryginalnych pomysłów, jakie pojawią się ostatecznie w grze. Ktoś burknie, że to niemożliwe? Heh, do niedawna myślałem podobnie. Ten stan rzeczy uległ na szczęście zmianie po ujrzeniu w akcji…


What’s Shenmue ukazało się jedynie w KKW, na dodatek w ograniczonej liczbie egzemplarzy. Tytuł ten ponadto nie trafił na półki sklepowe – był dodawany do pierwszych modeli konsoli SEGA Dreamcast. Po prawie dekadzie od premiery, What’s Shenmue stał się więc nie byle jakim eksponatem muzealnym i obiektem pożądania tysięcy fanów Niebieskich na zielonej planecie. Jeżeli i ty należysz do tego grona, jednakże nie jesteś do końca przekonany, czy rzeczywiście warto ulokować mamonę w małą, białą płytkę GD-ROM, oznaczoną kilkoma słowami w kanji, spieszę z pomocą.

Niesamowicie rozwinięta umiejętność dedukcji prawdopodobnie pozwoliła ci zauważyć, że opisywana tu gra jest tylko demówką. W związku z tym nie będzie niespodzianką, że oferuje ona niecałe kilkanaście minut zabawy. Czy to mało, czy to dużo – nie mnie orzekać. Najwidoczniej tak miało być. W demie autorzy bardziej skupili się na pokazaniu charakteru rozgrywki oraz możliwości silnika graficznego. Dzięki temu Gracz może naprawdę uzmysłowić sobie, „czym jest Shenmue”. Czyli co, zamysł Yu Suzukiego – głównego designera gry – został spełniony? Pytanie :). Ale po kolei, bo czas na podsumowanie przyjdzie za kilka akapitów.

Demo daje możliwość odwiedzenia Japonii z lat 80. dwudziestego wieku. Jako Ryo – charyzmatyczny, skośnooki młodzieniec – masz szansę pobyć przez chwilę na jednej z tamtejszych ulic, będącej częścią raczej mało zamożnej dzielnicy miasta. Mimo tego jest dosyć zatłoczona – pełno tu zwykłych, niczym nie wyróżniających się ludzi, z których każdy zajęty jest własnymi sprawami. Jeden mężczyzna spieszy się do pracy, kolejny wolnym krokiem podąża w stronę domu, natomiast sprzedawczyni przy pobliskim kramie zachęca wszystkich naokoło do kupna jej warzyw… Osobiście mógłbym godzinami wpatrywać się w wykonywane przez mieszkańców zajęcia.

Co interesujące, wiele osób uaktywnia się w określonych dla siebie porach, np.: pewne biuro działa tylko od drugiej do czwartej po południu. Zdecydowanie sprawia to wrażenie naturalności świata, w którym znajduje się Gracz. Co więcej? Zasmakować można mini-gier (w postaci rzucania lotkami do tarczy) oraz sprawdzić w akcji patent nazwany Quick Time Events. Czym jest ten ostatni, chyba przedstawiać nie muszę – dodam tylko, że sprawdził się doskonale w grach wydanych dużo poźniej, jak RE4 czy God of War.


Wszystkiego DOSKONALE dopełnia oprawa, która prezentuje się absolutnie prze-cu-dow-nie. I wcale nie przesadzam, będąc pod wpływem kapitalnego feelingu płynącego z gry. Po pierwsze – grafika. Już odwzorowanie głównego bohatera zasługuje na gromkie brawa, a co dopiero jeśli chodzi o otoczenie. Ostre jak skalpel tekstury, brak pop-upu (jedynie mieszkańcy miasta znikają w oddali, jednak to tylko mała rysa na błyszczącym diamencie), płynna animacja (choć nie zawsze) stawiają What’s Shenmue w czołówce najpiękniejszych gier na DC. Natomiast muzyka i dźwięki – chociaż nie są aż tak bardzo zauważalne – niesamowicie podkreślają klimat. Na dokładkę japoński dubbing - czy ktoś ma jakieś wątpliwości, że nie spełnia oczekiwań?


Trudno mi to przechodzi przez gardło, lecz w całej swojej dreamcast’owej karierze nie miałem żadnej styczności z serią Shenmue. Miałem tylko jako-takie pojęcie o grze Yu Suzukiego – że jest przełomowa, że piękna i że grywalna jak cholera. Na moje szczęście zaznałem What’s Shenmue w porę i prędko się opamiętałem. Teraz gotów jestem wydać oszczędności z kilku miesięcy na oryginalną, pełną wersję gry. Przy jej zakupie nie będę żałował ani grosza – oczywisty fakt. Ciekawi mnie tylko jedna rzecz – skoro ja, grając w tę demówkę prawie po dziesięciu latach od premiery, czuję niesamowitą ekscytację grą, to co musieli odczuwać nasi skośnoocy bracia, kiedy dostali ja wraz z konsolą…?


PS: Oceny nie wystawiam – wszak to „tylko” demówka, dodam także że na płytce znalazła się również galeria kilku postaci, którym możemy się dowololnie przyglądać z każdej strony i odległości (tu dokładnie widać jak grafika zrywa czapki).